Rozmowa z Edwardem Szywałą, inicjatorem powstania i prezesem Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich, o narodzinach tej organizacji, jej działalności, „dzieciach” i promocji, jaką od dwudziestu lat robi Świdnicy.
Panie prezesie, dwadzieścia lat temu z Pana inicjatywy powstała jedna z pierwszych organizacji biznesowych w wolnej Polsce – Stowarzyszenie Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich. Skąd w czasach, kiedy Polska pozarządowa dopiero się rodziła, taki pomysł?
Muszę zacząć od siebie – zawsze byłem niespokojnym duchem. Studiując we Wrocławiu założyłem klub studencki „Piryt”, który prowadziłem przez dwa lata w Domu Studenckim „Szklany Dom”. Potem przyjechałem do Świdnicy, na stypendium fundowane, które odbywałem w Pafalu. Po czterech miesiącach byłem szefem Wydziału Galwanizerni. Tam, oprócz pracy, organizowałem wiele innych wydarzeń, w które angażowałem pracowników. Wśród nich były nawet bale, na które przychodzili także ludzie z zewnątrz, świdniczanie. Organizowałem wystawy, spotkania, nawet z udziałem kabaretu Elita. Miałem po prostu wewnętrzną potrzebę robienia czegoś więcej, w czym skutecznie wspierała mnie moja ówczesna dziewczyna, a dziś żona Ania. Właśnie ta moja aktywność sprawiła, że w 1982 roku, w stanie wojennym, rozpocząłem działalność gospodarczą na własny rachunek.
To były trudne czasy dla przedsiębiorców…
Wtedy władza lekceważyła takich jak ja. Nazywano nas w znaczeniu pejoratywnym tzw. prywaciarzami. Ale dla mnie ta firma, którą prowadziłem wspólnie z Andrzejem Lepakiem-Przybyłowiczem, była taką namiastką wolności w tych trudnych czasach. W czasach, kiedy niewielu Polaków miało wpływ na to, co robili, my sami zaczęliśmy sami decydować o sobie. Oczywiście, nie należy zapominać, że wiele ryzykowaliśmy, ponieważ działalność gospodarcza niesie w sobie ryzyko, szczególnie w niespokojnych czasach. Ale powiązanie tej namiastki wolności z ryzykiem wyzwalało w nas zupełnie inne myślenie.
Wkraczaliście też w okres historii Polski, kiedy opozycja solidarnościowa, chociaż z podziemia, coraz częściej była słyszalna. Potrzeba wolności rosła nie tylko w Was, przedsiębiorcach, ale też w większości Polaków. Czy już wtedy myślał Pan o stworzeniu jakiejś organizacji gospodarczej?
Mieliśmy szczęście, że spośród wszystkich krajów Europy wschodniej żyliśmy właśnie w Polsce. Mimo wszystko, ona była najbardziej otwarta na Zachód. Dlatego miałem możliwość spędzać z rodziną wakacje za granicą – we Francji, Austrii, Grecji… Rozmowy z ludźmi, których tam poznałem, uświadomiły mi, że nas, przedsiębiorców, jest w Polsce coraz więcej, ale nikt nas nie słucha tak, jak ich. Wtedy najmocniej zaczęła kiełkować w mojej głowie myśl, że gdyby nasze głosy połączyć w jeden…
…to może by Was usłyszano. Ale trzeba było aż Okrągłego Stołu i przemian społeczno-gospodarczych, żeby z tego kiełka wyrosła dorosła roślina.
Najpierw chciałem założyć Klub 25. Tylu znajomych kolegów przedsiębiorców wykonujących wolne zawody zaprosiłem na spotkanie. 23 z nich odpowiedziało na moje zaproszenie i 5 kwietnia 1990 roku spotkaliśmy się kawiarni Baszta. Okazało się, że według przepisów nie możemy utworzyć klubu, ale było nas odpowiednio dużo, by założyć stowarzyszenie.
I tak powstało Stowarzyszenie Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich. Skąd właśnie taka nazwa?
Przedsiębiorców, a nie na przykład biznesmenów czy biznesu, bo przedsiębiorca to nazwa polska, a to dla mnie ważne, by dbać o nasz język. Przedsiębiorca to pojęcie na tyle szerokie, by pomieścić zarówno dyrektorów firm czy instytucji, menadżerów, jak też osoby uprawiające wolne zawody. A kupców? Bo od początku chcieliśmy nawiązywać do Świdnicy jako miasta o wyjątkowo bogatych tradycjach kupieckich. Do tej pory zawsze nasz przedstawiciel zasiada w Radzie Muzeum Dawnego Kupiectwa, wspieramy tę instytucję i czujemy się za nią odpowiedzialni.
Ale nie tylko z muzeum macie takie silne związki. W czasie 20 lat istnienia Waszemu stowarzyszeniu „urodziło się” kilkoro dzieci – Świdnickie Forum Gospodarcze, Sudecka Izba Przemysłowo-Handlowa, Klub Rotary Świdnica-Wałbrzych, Sudeckie Koło Forum Obywatelskiego Rozwoju i jeszcze kilka. Każda z tych organizacji nadal działa, i to prężnie, w różnych dziedzinach życia lokalnej społeczności. Skąd taka potrzeba wpływania na rzeczywistość?
(uśmiech) Po prostu chcieliśmy, aby nam się lepiej żyło. Czy Pani wie, że Stowarzyszenie Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich wydało pierwszą w wolnej Polsce książkę telefoniczną naszego regionu?! Telefonia się rozwijała, powstawały nowe firmy, instytucje, ale nie było na początku lat 90 książki telefonicznej powiatu świdnickiego, więc wydaliśmy własną. Każde nasze działanie miało podłoże pragmatyczne. Sudecka Izba Przemysłowo-Handlowa powstała jako instytucja wspierająca przedsiębiorców, nie tylko z naszego stowarzyszenia. Jej zadaniem jest kojarzenie partnerów, organizowanie misji gospodarczych, szkoleń czy wyjazdów na targi. Podobnie, choć w nieco innym charakterze, zaczął działalność Klub Rotariański. Zrozumieliśmy, że my jako ludzie, którzy coś osiągnęli, powinniśmy nauczyć się tym dzielić, wspomagać innych, którym w życiu wiedzie się gorzej…
Idee rotariańskie, zwykle lokujące się gdzieś w dużych ośrodkach, ściągnął do Świdnicy właśnie Pan.
Moja firma współpracowała kiedyś z przedsiębiorcami z Belgii. Zainteresowałem się znaczkiem w klapie marynarki jednego z nich. Opowiedział mi wówczas o rotarianach. Zacząłem dążyć do otwarcia klubu i tak oto w małej Świdnicy w powstał 30 klub rotariański w Polsce. Wielu członków SPiKŚ jest jednocześnie rotarianami. W tym roku klub będzie obchodził 15 lat. Przez ten czas udzielił pomocy na kwotę grubo ponad 2,5 mln zł!
Spośród wszystkich „dzieci” SPiKŚ najstarsze jest Świdnickie Forum Gospodarcze. Przez 20 lat z zaproszeń do udziału w nim skorzystała ponad setka osób, i to nie byle jakich. Istnienie takiego forum na gruncie lokalnym to ewenement na skalę kraju.
Świdnickie Forum Gospodarcze to rzadka okazja, jedna z nielicznych, by spotkać się z osobami z pierwszych stron gazet, nierzadko aktualnie rządzącymi, mającymi wpływ na rzeczywistość, niejednokrotnie wybitnymi umysłami czy wielkimi artystami. W czasie tych spotkań można z nimi nie tylko porozmawiać, wymienić poglądy, ale często także w ich towarzystwie zjeść obiad czy zwiedzić miasto i okolice. Co najważniejsze, spotkania w ramach forum są od samego początku otwarte dla świdniczan – każdy może wziąć w nich udział.
Zapraszając tych wszystkich ludzi, w namacalny sposób promujecie miasto. A trzeba powiedzieć, że w kwietniu z okazji Waszego jubileuszu 20-lecia do Świdnicy przyjadą kolejni. Lista jest długa – m.in. prof. Leszek Balcerowicz, prof. Marek Borowski, Władysław Frasyniuk, Ryszard Kalisz, Emilian Kamiński, Aleksander Kwaśniewski, Tadeusz Mazowiecki, Kornel Morawiecki, Lech Wałęsa…
Tak, te wszystkie spotkania to ogromna promocja dla miasta. W końcu dzięki nam ci wielcy ludzie wiedzą, gdzie jest Świdnica, mało tego – chętnie tutaj wracają i polecają nasze miasto innym. Poza tym jest też inny aspekt – często przyjazdy gości aktualnie rządzących w kraju kończyły się nieplanowanymi spotkaniami z lokalnymi i regionalnymi władzami i skutkowały ważnymi decyzjami. To nasz realny wpływ na rzeczywistość, która nas otacza. Bardzo chcemy go mieć, bo uważam, że jesteśmy to winni naszej lokalnej społeczności.
Czy takie myślenie nie jest sprzeczne z prowadzeniem własnego biznesu?
Wręcz przeciwnie – uważam, podobnie jak moi koledzy, że jesteśmy odpowiedzialni wobec społeczności, w której żyjemy, za każde miejsce pracy, jakie stworzyliśmy. Jeśli w kategoriach biznesu myślimy o przyszłości, rozwoju, to naszymi naturalnymi partnerami w tym myśleniu muszą być nasi pracownicy. Bez nich nasze firmy by nie istniały. Dlatego musimy zadbać o ich miejsca pracy. To nasza społeczna odpowiedzialność i dlatego nasz głos musi być słyszalny.
A jest?
Nie zawsze. Czasem chciałbym, żeby liczono się z nami bardziej. Wielu myśli, że jesteśmy grupą kolegów, która spotyka się towarzysko. I to też jest prawda. Ale niepełna. Mało kto wie, że łącznie członkowie Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich zatrudniają ponad 3 tysiące pracowników, mamy razem ponad 600 mln zł obrotów rocznie, płacimy w skali powiatu ponad 2 mln zł podatku od nieruchomości rocznie, a na wsparcie i sponsoring oraz działalność charytatywną w samym tylko 2008 roku wydaliśmy jako stowarzyszenie i indywidualnie około miliona złotych.
Jeśli patrzeć na Wasze stowarzyszenie pod tym kątem, jesteście obecnie największym przedsiębiorstwem w regionie. Czego temu przedsiębiorstwu, które tworzą ludzie sukcesu, życzyć z okazji 20-lecia?
Żebyśmy nie obniżyli lotów i kontynuowali wszystko, co zaczęliśmy. I żeby nadal to, że jesteśmy społecznie użyteczni, przynosiło nam taką satysfakcję.
To Pan jest inicjatorem powstania nie tylko SPiKŚ, ale też wielu wymienionych w tej rozmowie i niewymienionych organizacji. Od lat prowadzi Pan także własną firmę. Gdzie czas na życie prywatne?
To co robię, ma ogromny związek z moim życiem prywatnym, bo to moja żona Ania inspiruje mnie do działania, do realizacji wielu przedsięwzięć. To dzięki niej jestem nie tylko przedsiębiorcą, ale i humanistą. Zawsze powtarzam, że ona jest moją muzą. I tak jest.
Dziękuję za rozmowę.