Adres: Ul. Rynek 1A |58-100 Świdnica
Nr konta: 20 2490 0005 0000 4530 2734 4022
Dane kontaktowe: +48 696 086 546 |biuro@spiks.org.pl |Facebook

Właściwy balans między krytycyzmem a wiarą

Otwarcie konferencji podczas XXV-lecia Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich przez prezesa organizacji, Edwarda Szywałę:

Szanowni Państwo, drodzy, wspaniali Goście, Przyjaciele

Serdecznie witam wszystkich Państwa na konferencji „25 lat przemian ustrojowych w Polsce i ich wpływ na rozwój gospodarki rynkowej i społeczeństwa obywatelskiego”. Że oto dochodzi ona do skutku i że przybyło na nią tak wielu uczestników, wśród których nie brakuje najwybitniejszych postaci życia gospodarczego i politycznego, odczuwam z tego powodu głęboką satysfakcję – co jest chyba zupełnie naturalne i nie wymaga tłumaczenia. Jednak przyznam się Państwu do czegoś jeszcze, może mniej oczywistego. Mianowicie do mojej osobistej, generalnie pozytywnej oceny rzeczonego okresu. Wynika to po części z ludzkiej natury, pospolitych praw psychologii, że pozytywne doświadczenie osobiste przekłada się na tendencję do podobnej oceny również okoliczności i warunków, w których doświadczenie to się dokonało i było możliwe. Oczywiście nie jest to argument za obiektywizmem, może nawet sugerować tendencję do stronniczości. Mimo to nie chciałbym zbyt energicznie korygować tej postawy, a nawet ośmielę się ją nieco zapromować – a to gwoli przywrócenia pewnej niezbędnej równowagi, zagrożonej co najmniej potrójnie.


Bo przecież, po pierwsze, ci, dla których los był mniej łaskawy i którzy, niekoniecznie z własnej winy, nie zrealizowali swych ambicji, raczej nie powściągają swego krytycyzmu. Mamy go w obiegu pod dostatkiem i pod tym względem chyba nikt nie odczuwa braku. Po drugie – cechą może nie tyle ludzkiej, co już naszej polskiej natury jest, że nawet ci, którym się bezsprzecznie powiodło, odczuwają jakby zobowiązanie, by malować rzeczywistość raczej w mrocznych barwach. Jakby obawiali się – może nie bez racji – że gdy do osobistego sukcesu, który już jest pewną przywarą, dodadzą optymizm, staną się rodakom zupełnie nie do zniesienia. Wspomnieć wreszcie należy, po trzecie, naturalny dla wolnego rynku sposób działania mediów, dla których murowanym newsem jest każda kolejna afera korupcyjna, ale już nie na przykład to, że pewien zakład wprowadził z sukcesem techniczną innowację, inny umocnił się na międzynarodowym rynku, albo że jakaś lokalna społeczność zorganizowała się i osiągnęła ważny dla niej cel.


W rezultacie mamy do czynienia z poważną przewagą, nazwijmy to, stronnictwa kasandrycznego. Ma to swoje poważne skutki, na które, jak sądzę, zbyt rzadko zwraca się uwagę. Życie gospodarcze podlega prawom życia społecznego, a w nim trudno oddzielić opinię od rzeczywistości. Jeśli zdecydowana większość uważa, że jest źle, to źle jest rzeczywiście. Obniża się poziom zaufania, spada konsumpcja, zmniejszają się inwestycje, redukuje innowacyjność, dominują zachowania asekuracyjne i planowanie krótkoterminowe. W ten sposób pesymizm zyskuje potwierdzenie, zatem pogłębia się, zamykając fatalny krąg. Ten krąg obejmuje także władzę, w której zwłaszcza my, Polacy, chętnie dopatrujemy się głównego źródła naszych niepowodzeń. Bo przecież ci na stołkach, jak to się często słyszy, myślą tylko o własnej korzyści, a nie o dobru wspólnym. Jednak zarzut dążenia do własnej korzyści jest trochę dziwny w kapitalizmie i sugeruje, jakby urzędnicy mieli być innym gatunkiem ludzi niż ci, którzy ten kapitalizm budują. Że mianowicie ma ich powszechnie charakteryzować heroiczność cnót. Oczywiście, są one godne najwyższej pochwały i wręcz niezbędne w chwilach kryzysu i przełomu, ale stanowią dobro rzadkie, zbyt rzadkie, by na nim budować mechanizm sprawnego państwa. Winniśmy zatem nie tyle piętnować niechęć do rezygnacji z własnej korzyści, ile starać się o strukturalne powiązanie tej ostatniej z dobrem ogólnym. Aby sumienne wypełnianie misji swego urzędu jawiło się przeciętnie rozsądnemu, przeciętnie prawemu urzędnikowi, posłowi czy samorządowcowi optymalną życiową strategią, najpewniejszą drogą do korzyści trwałych i długoterminowych. Ale właśnie to, choć konieczne, jest bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe do uzyskania w warunkach generalnego deficytu wiary w przyszłość. Owszem – zła, myśląca o tu i teraz władza tłumaczy z wielu niepowodzeń i usprawiedliwia pesymizm. Tyle że przewaga pesymizmu generuje – zwłaszcza w systemie demokratycznego kapitalizmu – krótkowzroczną, myślącą o tu i teraz władzę.


Zapatrzeni w przeliczalne parametry ekonomiczne zapominamy, że kapitalizm, ustrój nieustającej innowacyjności, to ustrój oparty na wierze . Każda innowacja – jeśli nie wręcz każda inwestycja – to akt rezygnacji z tego, co mam już teraz, na rzecz dobra przypuszczalnego, jeszcze nie istniejącego. Nadzieja, że stanie się ono dobrem urzeczywistnionym, uzasadnia się wiarą w reguły gry. Że jestem jej równoprawnym uczestnikiem, podmiotem gry, nie zaś jej przedmiotem lub rekwizytem. Gdy jej reguły stają się niezrozumiałe, gdy jest ich zbyt wiele i zbyt szybko się zmieniają, a w dodatku nie wszystkich obowiązują tak samo, inwestowanie w innowacje staje się objawem zwykłego braku rozsądku, jak siadanie do pokera z oszustami. Jeśli więc mówimy o narastającej w naszym kraju komplikacji prawa, tworzonego okazyjnie i na potrzeby grup interesu; o opieszałości sądów, niejasnym systemie podatkowym, nierówności podmiotów, bezsilności wobec złej woli bądź niekompetencji urzędników, o partyjnych i towarzyskich powiązaniach, niweczących swobodę konkurencji, to nie mówmy – jak to się zwykle czyni – że są to „utrudnienia” czy „bolączki”. Bo to coś dużo groźniejszego i poważniejszego: to demontaż podstaw wiary, na której opiera się demokracja i kapitalizm – wiary w uczestnictwo, w podmiotowość.


I o nic innego nie chodzi przecież w tym, co nazywamy społeczeństwem obywatelskim. Obywatel – jak z niedościgłą jasnością definiuje nam Arystoteles – to ktoś, kto bierze udział w rządzeniu państwem. Branie udziału, poczucie wpływu i umiejętność organizowania go, nawyk wspierania tego, co przynosi nadzieję, stawania w obronie najważniejszych praw i wolności to sama istota społeczeństwa obywatelskiego – a także jedyny skuteczny sposób kontroli władzy, wyznaczania jej standardów i kształtowania postaw, a zatem dbania o jej jakość. Albowiem nie ma innej przyczyny dobrej, odpowiedzialnej władzy niż społeczeństwo uczestniczące, obywatelskie. Więc nie takie, które na tę dobrą władzę oczekuje, tymczasem poprzestając na krytyce, ale takie, które tę dobrą władzę samo wytwarza. Rzeczpospolita to wcale nie oboczna nazwa państwa, to słowo specyficznie polskie, w którym wyraża się duma z udziału w rządach, z uczestnictwa, z obywatelskości. I nie wolno nam zapomnieć, że rok 1989, inicjujący ćwierćwiecze, nad którym chcemy się teraz pochylić, możliwy stał się nie tylko dzięki bohaterstwu nielicznych, ale i dlatego, że dla milionów Polaków ich państwo znowu stało się wspólną sprawą, res publica. Również i my, przedsiębiorcy świdniccy, powodowani duchem tego odrodzenia obywatelskości, założyliśmy wtedy nasze stowarzyszenie, wkrótce potem Izbę Przemysłowo-Handlową, klub Rotary, fundację ratowania zabytków, zaczęliśmy wydawać pismo biznesowe, przyznawać stypendia i nagrody, współpracować z władzami lokalnymi na rzecz dobra wspólnego. Uważaliśmy wtedy i nadal uważamy, że dla sukcesu Polaków w systemie kapitalistycznej demokracji nie można zrobić nic bardziej istotnego od dawania przykładu uczestnictwa i brania udziału. Ów optymizm, owa wiara w podmiotowość, rozkwitła w roku 1989, a zakorzeniona o wiele, wiele głębiej w naszych dziejach, jest nam dziś wcale nie mniej, a może nawet bardziej niezbędna niż 25 lat temu. I nawet najtrafniejsze, naukowo ugruntowane analizy i diagnozy nie zdadzą się na nic, jeśli tej wiary ostatecznie nam zabraknie.


Dlatego właśnie wolę – jak powiedziałem na wstępie – nie korygować zbyt mocno swej generalnie korzystnej oceny minionego ćwierćwiecza. Zresztą, od wielu lat jestem przedsiębiorcą, i po prostu wiem, jak bardzo zmieniła się Polska, jak wiele udało nam się dokonać. I życzyłbym sobie i Państwu, abyśmy podczas naszych obrad odnaleźli właściwy balans między uzasadnionym krytycyzmem, który wskazuje, co naprawić należy, a wiarą, że jako obywatele naszego kraju wciąż potrafimy to zrobić. Inaczej mówiąc – by nasze obrady mogły okazać się nie tylko merytorycznie zadowalającymi, ale i owocnymi.


Prezes SPIKŚ

Edward Szywała

e2 e3

Adres: Ul. Rynek 1A |58-100 Świdnica Nr konta: 20 2490 0005 0000 4530 2734 4022
SPIKS | Wszelkie prawa zastrzeżone 2014