Na dzień przed ceremonią przyznania ostatniego Diamentu Wolności zapraszamy do zapoznania się z ideą samej nagrody oraz sylwetkami laureatów. Autorem eseju jest prezes Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich – Edward Szywała, we współpracy z Krzysztofem Żółtańskim.
Cz.2
Zdolni do mądrego konformizmu
Lecha Wałęsę, Adama Michnika, Władysława Frasyniuka. Henryka Wujca, Bogdana Borusewicza, Jana Lityńskiego – choć tak różnych i niekiedy nie zgadzających się z sobą, łączy to właśnie, że choć w czasie walki dali wzór odwagi, ofiarności i moralnej bezkompromisowości, po zwycięstwie okazali się zdolni do ustępstw, negocjacji, mądrego konformizmu. Że okazali odwagę również w tym, by posągowy wizerunek, na jaki bezdyskusyjnie zasłużyli, wystawić na ryzyko pertraktacji z ideowymi przeciwnikami. Ci zaś, którzy i po zwycięstwie woleli myśleć kategoriami walki lub posługiwać się nimi dla politycznych celów, nie zawahali się przed wytoczeniem dawnym kolegom z opozycji najcięższych zarzutów. Zainicjowali w ten sposób rozłam, który po dziś dzień dotkliwie naznacza polskie życie publiczne.
Skutków tego być może najboleśniej, a na pewno najbardziej spektakularnie, doświadczył Lech Wałęsa – również dlatego, że przez swą działalność i postawę stał się najważniejszą, najszerzej rozpoznawalną w świecie postacią „walki z komuną”. Uwielbiany trybun ludowy, chwilami nawet moralny przywódca narodu, energicznie i z właściwym sobie temperamentem staje po zwycięstwie w pierwszym szeregu organizatorów nowego ustroju. To samo nieposkromione wizjonerstwo, które w mrocznych latach komunizmu kazało mu wierzyć w rychły jego upadek – wbrew uczonym analizom i opiniom światowych autorytetów – z całą energią przekierowuje na otwierającą się właśnie przyszłość. Rozumie – znowu jakby lepiej niż inni, bo mocniej, bardziej dosadnie – że zaczyna się oto całkiem nowa rzeczywistość, w której nie tylko cnoty okresu walki, ale i wiele drogich sercu sentymentów mają bardzo ograniczone zastosowanie. Malowniczą ilustracją wyzwań, przed którymi stawia demokracja, były jego słynne powiedzenia o „plusach dodatnich i plusach ujemnych” czy „jestem za a nawet przeciw”. Nawet przyjaciół wprawiały w zakłopotanie, przez wrogów zaś brane były za dowód moralnego pogubienia – w istocie nie wyrażały niczego ponad trudną prawdę, że nie da się zbudować otwartego społeczeństwa bez brania poważnie pod uwagę także tych opinii, z którymi nie można się zgodzić. Że ideowym przeciwnikom, wrogom z okresu walki, należy się w państwie prawa równorzędne miejsce. Dla wielu prawda ta okazała się zbyt trudna, zaś atakowanie tego, kto ją szczerze głosi – łatwą drogą do zbijania politycznego kapitału. Lech Wałęsa, mimo popełnionych błędów – jakże łatwo oceniać z perspektywy wiedzy o późniejszych zdarzeniach! – pozostaje postacią wielką i symboliczną nie tylko dla walki i zwycięstwa, ale i wysiłku budowania nowego życia.
Pod względem kontrowersji, które wzbudza, Lechowi Wałęsie może równać się jedynie Adam Michnik – choć niedługo po zwycięstwie wycofał się z oficjalnej polityki, skupiając na roli redaktora naczelnego gazety, która szybko stała się najbardziej wpływowym dziennikiem środkowej Europy. Wokół jego postaci od początku koncentrowały się sprzeczności epoki – właściwie obu kolejnych epok. Jako 16-letni członek komunistycznego harcerstwa dostaje publiczną naganę od Władysława Gomółki – za Klub Poszukiwaczy Sprzeczności właśnie. Parę lat później – ponownie, za studenckie strajki. Internowany w stanie wojennym, pisze list prowokacyjny, obraźliwy list do generała Kiszczaka, aby parę lat później nazwać go „człowiekiem honoru”. Czczony za odwagę, niemal szaleńczą bezkompromisowość, stawiany za wzór oddania sprawie wolności – później, przez często tych samych jej orędowników, którzy przedtem stawiali go na piedestał, oskarżany o sprzeniewierzenie się ideałom, wręcz o kolaborację z siłami wrogimi Polsce. Świadczy to o głębokości podziałów w Polsce, jeśli 25 lat nawoływania do porozumienia i propagowania społeczeństwa otwartego może prowokować tego typu oceny. Adam Michnik zaś od początku walczył nie tyle z tymi ostatnimi, ile z podziałami – nie tyle więc we własnej sprawie, ile w sprawie Polski, w której można się różnić i nie zgadzać, a zarazem prowadzić dialog i współpracować dla dobra wspólnego.
Wspaniały przykład bezkompromisowości i bohaterstwa, które w chwili zwycięstwa przeistacza się w umiarkowanie, rozsądek i gotowość do porozumienia, bez wątpienia dał również Bogdan Borusewicz. Już jako licealista, czynnie wspierający studencki protest, sprowadził na siebie pierwsze poważne kłopoty. W późniejszych latach bodajże najczęstszy gość w areszcie gdańskiego oddziału SB. Odegrał pierwszorzędną, strategiczną rolę w najbardziej przełomowych wydarzeniach sierpnia 80 i grudnia 81, co zgodnie potwierdzają również ci ich uczestnicy, którzy dziś, należąc do przeciwnych obozów politycznych, interpretują owe lata na zupełnie odmienne sposoby. Bogdan Borusewicz był tym wyjątkiem, który niemal na równi angażował się po obu stronach podzielonego już wtedy środowiska opozycyjnego – tak w Komitecie Obrony Robotników, jak i Wolnych Związkach Zawodowych. Jego redakcyjna działalność odcisnęła się znacząco zarówno na „Robotniku”, jak i „Robotniku Wybrzeża”. Skłonność do szukania tego, co łączy, a nie dzieli, silnie cechowała więc także jego działalność opozycyjną, stanowiąc świadectwo, że bohaterstwo nie musi wynikać z ideowego zaślepienia. Że gotowość do kompromisu po zwycięstwie nie oznacza jakiejś zmiany charakteru i postawy, przeciwnie – jej kontynuację w zmienionych warunkach.
Powyższe w całej rozciągłości stosuje się też do Henryka Wujca – cichego, ale skutecznego działacza, niestrudzonego robotnika sprawy wolności. Niezwykle odważnego, ale do tego stopnia wyzbytego dążeń do autokreacji, że choć powszechnie znany, zawsze sprawia wrażenie kogoś z drugiego szeregu, kto tylko okazjonalnie zabiera głos, bo akurat został o coś zapytany. Pierwszy raz zetknął się ze Służbą Bezpieczeństwa, gdy na początku lat 60. w akademiku organizował klub dyskusyjny. Na spotkania zapraszano marksistów, ale też księży z duszpasterstwa akademickiego. Katolik, aktywny członek Klubu Inteligencji Katolickiej, nękany za organizowanie pielgrzymek, nie widzi najmniejszej trudności we współpracy z KOR-em, grupującym działaczy o lewicowych poglądach. Po zwycięstwie podobnie bezstronny, pozbawiony uprzedzeń, gotowy do współpracy z każdym, kto przejawia dobrą wolę, kto chce rozwiązywać problemy. Stanowiska, profity i obecność w mediach nigdy go nie interesowały. Po dziś dzień oddaje się przede wszystkim pracy wśród zwykłych ludzi, we własnym okręgu wyborczym. Trudno o postać, która by z równą konsekwencją i czystością ucieleśniała obywatelskie cnoty zaangażowania, skromności i gotowości do poświęceń.
Władysław Frasyniuk z niespożytą energią i odwagą przyłączył się do początkowych działań wrocławskiej opozycji, od razu stając się pierwszoplanowym uczestnikiem wszystkich ważniejszych wydarzeń w wielu kolejno pacyfikowanych zakładach pracy. Wielokrotnie więziony, inicjator głodówki. Pozbawiony pracy, zastraszany, nawet bity, wybacza swoim prześladowcom i konsekwentnie głosi ideę pojednania. Choć jest legendarną postacią opozycji, nie obcina kuponów ze swych zasług, rozwija własną działalność biznesową i w ten sposób zapewnia sobie niezależność. O ciętym języku, nie przebierający w słowach, od lat jest krytycznym i bezstronnym recenzentem systemowych patologii i negatywnych zjawisk życia publicznego – ważnym, niezależnym głosem w debacie publicznej, zdominowanej przez interesy partyjne.
Nieco inną drogę przeszedł Jan Lityński, mogący się chlubić piękną kartą działalności opozycyjnej od wydarzeń Marca ’68 po Okrągły Stół (wcześniej, w 1962, również uczestnik wspomnianego uczniowskiego Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności). Był inicjatorem, obok Adama Michnika i Jacka Kuronia, słynnych karkonoskich spotkań z działaczami czechosłowackiej Karty 77. Wtedy to upodobał sobie Dolny Śląsk i choć jest warszawiakiem z urodzenia, kandydował z naszego regionu do Sejmu i poświęcił mu poważną część swej niestrudzonej aktywności. Jako świdniczanie ze szczególną wdzięcznością odnosimy się do jego zaangażowania w sprawy naszego miasta. Autor wielu książek i artykułów, publikowanych w prestiżowych czasopismach Europy i USA. Długoletni, aktywny parlamentarzysta – nastawiony konsyliacyjnie, jednak broniący swych poglądów niezależnie od politycznej koniunktury i partyjnych rozgrywek.
Wszyscy ci bohaterowie okazali się zdolni do czegoś jeszcze – do przekroczenia swych własnych dokonań, do postawienia na szali swego wizerunku, by dopełnić pewien cel, który wszak przyświecał samej walce. Dopełnić nie w wyobrażonym świecie jasnych podziałów i nieskazitelnych postaw, ale świecie realnego życia w demokratycznym państwie, w którym z pełni praw korzystają nie tylko ci, którzy od początku walczyli po właściwej stronie, ale i ci, którzy walki nie podejmowali albo, jak to się mówi, „kolaborowali z systemem”.