21 lutego Marszałek Andrzej Łoś wziął udział w Świdnickim Forum Gospodarczym. Po raz pierwszy miał możliwość spotkania się z członkami Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich. Towarzyszył mu poseł Zbigniew Chlebowski. Marszałek mówił o najważniejszych planach samorządu Dolnego Śląska. Na pamiątkę otrzymał z rąk prezesa Janusza Szostaka krawat klubowy i album o Świdnicy.
– Nie jest Pan z urodzenia Dolnoślązakiem. Ale chyba się nim Pan czuje? Urodziłem się daleko, w Policach pod Szczecinem, ale na Dolny Śląsk trafiłem już jako dziecko. Mieszkałem z rodzicami w Wałbrzychu. Tam skończyłem elitarne II Liceum Ogólnokształcące. – Słowo „elita” jest dość znamienne w Pańskim życiorysie. Z wykształcenia jestem historykiem, specjalizującym się w badaniach z zakresu socjologii historycznej, a konkretnie z badań nad elitami. Tematem mojej pracy habilitacyjnej, którą obroniłem w 1997 roku były właśnie elity. – Mamy dziś na Dolnym Śląsku elity? Kształtują się pomału, ale mamy. To dzięki nim – i tym elitom intelektualnym, których w naszym regionie nie brak, jak i elitom finansowym tak szybko możemy rozwijać się jako region. – Od lat związany jest Pan z samorządem – najpierw miejskim, potem wojewódzkim. Funkcja marszałka to chyba ukoronowanie kariery samorządowej? Po wyborach ukształtowała się w sejmiku większość, składająca się z radnych PO i PSL-u. Zaproponowało mnie moje ugrupowanie, co jest oczywiste – Platforma Obywatelska. Poparł koalicjant – PSL. Głosowali na mnie także radni z Lewicy i Demokratów. Ale koalicję Platforma Obywatelska zawarła jedynie z PSL-em. Nie ma mowy o koalicji z lewicą, zresztą radni tej partii nie kryli swoich intencji, oddając na mnie głos – lepsza Platforma niż PiS. Moim kontrkandydatem był urzędujący wówczas poprzedni marszałek Paweł Wróblewski. – Na 36 radnych wojewódzkich szesnastu jest z Platformy, trzech z PSL-u, czterech z Lewicy i Demokratów, dziesięciu z PiS oraz trzech z Samoobrony. Jak wygląda praca w tak podzielonym politycznie Sejmiku? W tej chwili relacje w Sejmiku są dość poprawne. Byłoby nieprawdą, gdybym powiedział, że nie ma żadnych sporów, że jest pełna idylla. Ale nie ma też większych konfliktów. Opozycyjni radni, szczególnie ci z PiS-u, od czasu do czasu kierowany przeze mnie zarząd trochę „podszczypują”, ale nie jest to taka konfrontacja, jaka obserwujemy na poziomie kraju. Emocje są zdecydowanie mniejsze. – Dolny Śląsk stoi – podobnie jak cały kraj – przed nowym wyzwaniem, który wyznacza realizacja strategii europejskiej na lata 2007-2013. Umieliśmy się w niej odnaleźć? Obejmując funkcję marszałka wiedziałem dobrze, jakie są najważniejsze zadania, stojące przez samorządem wojewódzkim, nie tylko dlatego, że byłem radnym poprzedniej kadencji i przewodniczącym najważniejszej komisji – Komisji Polityki Rozwoju Regionalnego i Gospodarki, ale także z tego powodu, że kierowałem zespołem, który przygotowywał gospodarczą część „Strategii Rozwoju Województwa Dolnośląskiego”, która została uchwalona już w 2005 roku. – Jaka jest jej najważniejsza myśl? Misją tej strategii jest takie przekształcenie Dolnego Śląska, by mógł on pełnić rolę regionu węzłowego w Europie. Z całą pewnością pełnienie tej roli w Europie Środkowej przynajmniej jest w naszym zasięgu. Dzięki członkostwu w Unii Europejskiej misja ta nie jest tylko marzeniem, lecz celem, na który nas stać, który możemy zrealizować. – Cóż to jednak znaczy – „region węzłowy”? Kilka tygodni temu spotkałem się z samorządowcami z całego Dolnego Śląska w Zamku Książ. Powiedziałem tam, że chciałbym komunikować się ze społeczeństwem pokazując bardziej zrozumiały, prostszy cel – mianowicie mamy dogonić w ciągu kilkunastu lat Saksonię. Obecnie Dolny Śląsk lekko przekracza 50% średniej unijnej, jeśli chodzi o produkt regionalny, Saksonia przekracza zaś tę średnią o 67%. Ale tempo wzrostu jest u nas w tej chwili mniej więcej 2,5 razy szybsze niż w niemieckim landzie, jeśli je więc utrzymamy – mamy realną szansę. – Ta szansa jest tym większa, że pojęcie „rozwój regionalny” wychodzi ze sfery teorii w sferę praktyki. Do niedawna polityka regionalna była jakimś bytem mgławicowym. Mówiło się o niej, ale nie było żadnych realnych instrumentów jej prowadzenia. Do 1999 roku nie było nawet podmiotu, który mógłby realizować politykę regionalną, a rząd polski w ogóle jej nie prowadził Potem pojawił się samorząd wojewódzki, który w swoich podstawowych zadaniach miał co prawda „politykę regionalną”. Jednak ani tej, ani jakiejkolwiek innej prowadzić nie można, gdy nie ma środków. – Przecież budżety województw opiewały na grube miliony. Ale były to budżety dotacyjno-subwencyjne. 95% dochodów stanowiły bądź dotacje, bądź subwencje. Sytuacja uległa zmianie w 1994 nie tylko z racji naszego członkostwa w UE i z racji pojawienia się funduszy strukturalnych. Zmienił się także sposób finansowania województwa. Otrzymaliśmy poważne udziały w podatku od osób prawnych oraz mniejsze, ale także ważne, udziały w podatkach od osób fizycznych. Realizacja polityki regionalnej stała się czymś więcej niż martwym zapisem. – Wróćmy do tego, co oznacza bezpośrednio nasz udział w realizacji programów operacyjnych, na które otrzymamy pieniądze z Unii Europejskiej. Już w 2004-2006 samorząd posiadał dość istotne instrumenty, ale te instrumenty zostały radykalnie wzmocnione w tej obecnej perspektywie – w latach 2007-2013. Jako pierwszy region w kraju otrzymaliśmy akceptację rządu, a potem przesłaliśmy do Komisji Europejskiej nasz program operacyjny na lata 2007-2013 z budżetem 1,213 mld euro. Program ten zostanie zatwierdzony przez Komisję Europejską jeszcze przed wakacjami. To są duże środki, ale nie jedyne, jakie do nas dotrą. Niestety, nawet to nie zaspokoi wszystkich naszych potrzeb. – Jakie są najważniejsze cele programu dla Dolnego Śląska? Podzieliliśmy program na 10 priorytetów. Są to priorytety o różnej alokacji czyli podziale środków. Najważniejszy dla nas priorytet to „przedsiębiorczości i innowacyjność”, który dysponuje kwotą 273 milionów euro. Są to środki których beneficjentami będą przedsiębiorcy, zwłaszcza ci, którzy prowadza działalność o charakterze innowacyjnym. Jest wiec duża szansa, że zdołamy wspomóc dolnośląskich przedsiębiorców, szczególnie z sektora małych i średnich firm. – To, o co od lat proszą polscy przedsiębiorcy, to infrastruktura komunikacyjna. Nasze drogi nie dość, że wąskie, są też śmiertelnie niebezpieczne, a zmian nie widać… Nie ma rozwoju gospodarczego bez dwóch niezwykle ważnych warunków – bez szeroko rozumianej infrastruktury i dobrze rozwiniętego rynku pracy. Odpowiedzią w naszym programie na te potrzeby są zapisy dotyczące poprawy infrastruktury. Infrastruktura transportowa to drugi priorytet po względem alokacji – 231 milionów euro. To kwota duża, ale zdecydowanie poniżej oczekiwań. 60 milionów przewidziano na zakup taboru kolejowego oraz likwidację wąskich gardeł na połączeniach kolejowych. Reszta pieniędzy trafi na drogi . – Dlaczego tak mało? Z przykrością muszę stwierdzić, że konstruując nasz program musieliśmy respektować program Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, co ograniczało nam pole manewru. Częściowo wytyczne te wynikały z dokumentu zatwierdzonego przez Radę Europejską, czyli przez premierów wszystkich krajów członkowskich UE – „Strategiczne Wytyczne Wspólnoty”. Tam zapisano, że przynajmniej 40% środków musi być przeznaczonych na realizację tzw. Strategii Lizbońskiej. To, co Rada Europejska uznała za „wytyczną”, rząd polski uznał za konieczny warunek, zatem 40% środków z RPO trafi na realizację zapisów Strategii Lizbońskiej. – Można więc było pozyskać nie tylko więcej, ale i na szerszy zakres zadań? Nie wypada mi gdybać, mogę mówić o stanie rzeczywistym. W przypadku dróg, tylko niektóre, mianowicie autostrady i drogi ekspresowe, znajdujące się w paneuropejskich korytarzach transportowych są realizacją strategii lizbońskiej. Ani drogi wojewódzkie, drogi powiatowe czy gminne nie są zatem ujęte w żadnych programach operacyjnych. Mamy więc poważne ograniczenie. – Udało się jednak w programie umieścić zadanie ważne nie tylko z punktu widzenia rozwiązań komunikacyjnych, ale także o szerszym znaczeniu. Rozbudowa sieci drogowej w obszarze specjalnej strefy ekonomicznej wpłynie – taką mamy nadzieję – na rozwój regionu. Do „Regionalnego Programu Operacyjnego” jest dołączony dokument „Indykatywna lista projektów kluczowych” i tam znalazły się 4 projekty transportowe, w tym jeden z kwotą 47 milionów euro zakup taboru kolejowego oraz trzy inwestycje drogowe. Wśród nich jest łącznik od wałbrzysko-świdnickiej strefy ekonomicznej do autostrady A4 przez Żarów. Na to zadanie przewidziano na razie 32 miliony euro, ale środki te prawdopodobnie będą większe z tego powodu, że trasa ta zostanie przedłużona aż do drogi krajowej 35, łączącej Świdnicę z Wałbrzychem, tworząc obwodnicę Świdnicy od strony północnej. Uznajemy ten projekt za modelowy. Jeżeli nasz cel główny brzmi „dogonić Saksonię” to musimy infrastrukturę tworzyć taką infrastrukturę drogową, by wpływać na rozwój gospodarczy, a nie zaspokajać potrzeby socjalne. Pierwszym celem jest wiece rozwój gospodarki, ale dopiero na drugim miejscu stawiamy inne – w tym poprawę spójności komunikacyjnej regionu. Ta inwestycja z pewnością ten cel realizuje. – Za chwilę na drogach regionu wałbrzysko-świdnickiego mielibyśmy niekończące się korki. Bez poprawy jakości infrastruktury drogowej, strefa by się po prostu udusiła, bo nie można by wywieźć stąd towarów tu wyprodukowanych. Trzeba też dowozić komponenty do produkcji. Nie mówiąc o dostawach ze względu na rosnący popyt w konsumpcji. – Niezwykle ważna jest również infrastruktura teleinformatyczna. Uczyniliśmy znaczy postęp w tym zakresie w ostatnich latach. Ale dużo jeszcze jest do zrobienia. Wystarczy zauważyć, że dostęp do Internetu ma 37% gospodarstw domowych na Dolnym Śląsku. Z całą pewnością nie jest to proporcja, z której mogliby być dumni. Spora kwota, ponad 90 milionów euro przeznaczona będzie na budowę społeczeństwa informacyjnego, w tym budowa szerokopasmowych sieci, by tworzyć tę infrastrukturę. Trzeci rodzaj infrastruktury, o który musimy się zatroszczyć to ochrona środowiska. Nie można już dziś realizować inwestycji o charakterze przemysłowym czy jakimkolwiek innym na obszarach, które nie mają oczyszczalni ścieków czy kanalizacji. To nie tylko wymóg UE, lecz wymóg cywilizacji. – Na jakie środki może zatem liczyć Dolny Śląsk w ramach różnego rodzaju programach unijnych. W latach 2007- 2013 mamy szansę w ramach tylko i wyłącznie w ramach programów nadzorowanych przez Urząd Marszałkowski pozyskać 2,5 miliarda euro czyli prawie 10 miliardów złotych. Możemy dokonać prawdziwego skoku cywilizacyjnego. Czy go dokonamy – to zależy od nas wszystkich, także od relacji miedzy administracją rządową a samorządową. I niestety – działania podejmowane przez rząd, a może nawet bardziej przez większość w Sejmie, nie zawsze są optymistyczne. – Na przykład? Przykładem niech będzie słynna już ustawa o zasadach prowadzenia polityki rozwoju, która rozmywa odpowiedzialność między samorządem województwa a administracją rządową, nie jest dobrą ustawą. Cechą fundamentalną dobrej administracji jest klarowny podział kompetencji. W Polsce nie mamy takiego klarownego podziału i symbolem tego zamazanego podziału jest słynne veto wojewody, niezgodne, jak twierdzą doświadczeni urzędnicy Komisji Europejskiej z obowiązującymi w Unii zasadami. – To zła perspektywa, tym bardziej że już trzy i dwa lata temu Dolny Śląsk tracił niemałe pieniądze na irracjonalnym konflikcie między władzami samorządowymi a wojewodą. Tak, na początku tej wspaniałej perspektywy finansowej fundujemy sobie niedobrą sytuację. Szczególnie na Dolnym Śląsku, doświadczonym poważnie w latach 2004-2005 przez spory między SLD-owskim wojewodą a marszałkiem z PiS-u, ta sytuacja winna być swego rodzaju przestrogą. Mogę zadeklarować, że ze strony samorządu wojewódzkiego nie będziemy prowadzić działań o charakterze konfrontacyjnym, jakkolwiek nie wszystko od nas zależy. Bardzo ważny jest też nacisk społeczny na administracje wszelkiego typu, by dla dobra województwa takich postaw konfrontacyjnych unikać.